poniedziałek, 22 czerwca 2009

Hiszpania jest Brazylią


Iluzjonistyczne wręcz dokonania hiszpańskiej piłki jasno obrazują nadnaturalny charakter tamtejszych piłkarzy. FC Barcelona w minionym już sezonie dokonała rzeczy wręcz niemożliwej – zgarnęła Potrójną Koronę, mając w osobie trenera szkoleniowego młokosa, dla którego prowadzenie Katalończyków był debiutem w charakterze piłkarskiego wodzireja. Teraz rekordy świata w tradycyjnym Pucharze Konfederacji biją reprezentanci Hiszpanii. Ostatnie zwycięstwo nad gospodarzami, drużyną RPA było 15. wygranym meczem z rzędu, dającym wyczyn historyczny! Nie dość, że Hiszpanie wygrali już 15. konfrontacji z rzędu, to mają ogromne szanse, na pobicie kolejnego rekordu, należącego aktualnie do Brazylijczyków – 36. meczów bez porażki.

Hiszpanie swoją serię meczów bez przegranej kontynuują i mają ich aktualnie 35. Jeśli zwyciężą w półfinale Amerykanów zrównają się osiągnięciem z Brazylią. Wówczas – co jest bardzo prawdopodobne – oglądać będziemy WIELKI FINAŁ imprezy drugoplanowej, w której zmierzą się posiadacze rekordowego osiągnięcia reprezentacyjnych spotkań bez porażki. Hiszpanie będą chcieli rekord Brazylijczyków poprawić, a Brazylijczycy z kolei w planach oklaskiwać Hiszpanów nie będą mieli, czyli szykować nam się będzie finał wyjątkowy.

Na osiągnięcia piłki hiszpańskiej należy spoglądać z niekrytym podziwem. Hiszpanie, jeszcze niedawno stereotypowo krytykowani za nieumiejętność gry w wielkich turniejach nagle wyrośli na futbolowych herosów, wręcz niemożliwych do ogrania. Ten stan rzeczy niech zobrazuje fakt, że ostatnią porażką reprezentacji Hiszpanii była przegrana w meczu towarzyskim z Rumunią 15 listopada 2006 roku. Od tamtej pory pozostają oni nie do pokonania, a przyszło w tym czasie mierzyć się m.in. z reprezentacjami: Niemiec, Belgii, Anglii, Danii i Turcji.

Hiszpania stała się momentalnie największą potęgą piłki europejskiej, święcącą trumfy zarówno w turniejach międzynarodowych, jak i klubowych. Brazylia, słusznie okrzykiwana stolicą piłki nożnej tą stolicą już nie jest. Teraz piłką rządzą Hiszpanie i ciekawi mnie tylko moment, kiedy z tronu się ich zrzuci. I, co oczywiste, kto ich stamtąd zrzuci.

piątek, 19 czerwca 2009

Bramkarska polska posucha


Nie od dzisiaj wiadomo, że cały świat piłkarski z podziwem podgląda polską szkółkę bramkarską, regularnie wydającą na świat bramkarzy klasy światowej. Podziwiano – odniosę się do historii najnowszej, stąd pomijam legendarnych Tomaszewskiego i Młynarczyka – Dudka, Boruca, Kuszczaka, ostatnio Fabiańskiego, a coraz częściej Załuskę i słusznie chwali się wyuczone umiejętności każdego z piątki wymienionych. Przecież nie ma przypadku w angażu Polaków w Realu Madryt, Manchesterze United i Arsenalu Londyn, a wyczynów Boruca na ostatnim EURO nie skonstruowali montażyści – on rzeczywiście w bramce robił co chciał, z profesorską umiejętnością przewidywał kierunek strzałów Niemieckich czy Austriackich piłkarzy. Stąd podstawy do wychwalania polskiej szkoły bramkarskiej są. Ale równie szybko, jak opinie aprobujące naszych golkiperów powstały, tak szybko mogą zostać obalone, a wymienieni bramkarze mogą zakończyć erę polskich bramkarzy wybitnych.

Wszystko spowodowane jest ewidentną posuchą bramkarską w Ekstraklasie, o którym nieprzypadkowo pisze dzisiejszy Przegląd Sportowy. Najbardziej obrazującym zjawisko wyginięcia bramkarzy wybitnych w polskich realiach jest fakt, że najbardziej pożądanym bramkarzem w Polsce jest Grzegorz Kasprzik z Piasta Gliwice, który jest już bramkarzem Lecha Poznań. Obok Kasprzika jako czołowych ligowych bramkarzy wymienia się Sebastiana Przyrowskiego, Adama Stachowiaka i Rafała Gikiewicza, czyli jak dla mnie bramkarzy enigmatycznych. Takich, których egzystencja w największych polskich klubach Ekstraklasowych jest nie do przewidzenia, a rzekomy transfer każdego z osobna mógłby okazać się totalną klapą.

To już jest pewne – bramkarze w Polsce podupadają. Coraz trudniej znaleźć łapacza pewnego, umiejętnie kierującego obroną drużyny i wykazującego się dojrzałością w konfrontacjach z przeciwnikiem. Zresztą w Ekstraklasie zdecydowanym bramkarskim nr jeden jest Słowak Jan Mucha z Legii Warszawa, a tuż za nim plasuje się Ivan Turina – Chorwat strzegący w zeszłym sezonie bramki Lecha Poznań. Polacy, tacy jak wspomnieni: Kasprzik, Przyrowski i Stachowiak są daleko za nimi. Gikiewicza w ogóle nie biorę pod uwagę, bo zagrał on w Ekstraklasie zaledwie 8 meczów. Eksportowani do wielkich europejskich klubów - przez moment określani nawet tytanami bramkarskimi – Polacy też już się wypalają. Boruc to historia osobna, zatytułowana zresztą „Upadek”, Dudka i Kuszczaka bez skrupułów odstawia się w kąt, Fabiański, wprawdzie coraz częściej wychodzi w pierwszym składzie Arsenalu, to jednak mecze z drużynami wielkimi, jak te z Chelsea czy Liverpoolem kompletnie mu nie wychodzą, a o wartości Załuski przekonamy się dopiero podczas jego przygody z Celticiem.

Polska szkoła bramkarska jest coraz słabsza, chyba nie ma argumentu negującego tę tezę. Co z tego, że Europę próbują zwojować jeszcz Białkowski czy młody Szczęsny? Nie wiadomo, czy w Ekstraklasie poradziliby sobie, a co dopiero w Premier League.

czwartek, 18 czerwca 2009

Sprawa ŁKS-u ważna w całej Polsce

Wczoraj obyły się pierwsze mecze barażowe o II ligę. Poniżej prezentuję zdjęcie, które wykonałem na moim rodzimym stadionie, czyli na obiekcie Goplanii Inowrocław podczas pierwszego barażu z Czarnymi Żagań.



Jak widać, zagmatwana sprawa ŁKS-u Łódź, z hukiem wyrzuconego z Ekstraklasy i oplutego przez PZPN oddziałuje na każdy zakątek Polski. A takich transparentów jest, i zapewne będzie coraz więcej...

piątek, 12 czerwca 2009

Łodzi nie chcą w Ekstraklasie!


fot: http://slammy.outpostmusic.com/fuck_you.gif

Najpierw zdegradowano ŁKS Łódź, który teoretycznie w Ekstraklasie się utrzymał (zajął po 30. kolejkach 7. miejsce). Teraz do Ekstraklasy nie wpuszczono Widzewa Łódź, który awans pewnie wywalczył na boiskach I ligi, bezsprzecznie rozgrywki te wygrywając. ŁKS-owi nie przyznano licencji na ekstraklasowe boje, ze względu na kulejące łódzkie finanse, a Widzewowi uchylono decyzje anulującą karę degradacji i ponownie będzie się ją rozpatrywało. Wniosek z tego taki, że obie łódzkie ekipy zagrają w przyszłym sezonie w I lidze mimo, że boiskowymi wynikami zasłużyły na Ekstraklasę.

Nie wiem czy mamy do czynienia z PZPN-owską teorią spiskową przeciwko łódzkiemu futbolowi, ale zauważam jawne działanie biurokratycznych władz piłkarskich nastawionych przeciwko klubom zdegradowanym. PZPN – co zresztą żadną nowością nie jest – razi niekonsekwentnością, a jej prezes, szanowny pan Lato ma to wszystko w dupie. Dzisiaj, powracający z ekskluzywnych afrykańskich wakacji, prezes PZNP zwołuje Komisję ds. Nagłych PZPN i obwieści, że przekłada mecze barażowe o Ekstraklasę, bowiem sam nie wie, kto w tychże barażach ma zagrać.

Do tej pory jasne było, że dwumecz o Ekstraklasę stoczą Cracovia z Koroną Kielce (chociaż najuczciwszą parą byłoby zestawienie Arki z Koroną i pozostawienie ŁKS-u w Ekstraklasie, bowiem ełkaesiacy jednak spełniają wymogi licencyjne upoważniające do gry w najwyższej polskiej lidze piłkarskiej). Teraz we wszystko wmieszane zostało Podbeskidzie Bielsko-Biała, czwarta drużyna I ligi, która w przypadku degradacji Widzewa wskoczy na miejsce barażowe i zagra z Cracovią. To wszystko wygląda absurdalnie, a prawo pezetpeenowskie jawnie maczane jest w gównie. Nikt tak naprawdę nie wie, kto będzie grał w Ekstraklasie w przyszłym sezonie. Ba! Nikt nie wie, kto ma wyjść na jutrzejszy pierwszy mecz barażowy o najwyższą w polskiej hierarchii klasę rozgrywkową.

PZPN robi sobie kpinę z kibiców ośmieszając przy tym samych siebie. A prezes Lato, który na początku prezesury dał sobie i kumplowi Kręcinie olbrzymią podwyżkę w zawiłości przepisów PZPN-owskich gubi się zupełnie tak, jak mieszkaniec pipidówy próbujący odnaleźć się w metropolii. WSTYD PANIE PREZESIE I WSTYD PANOWIE Z PZPN-u!

czwartek, 11 czerwca 2009

Ronaldo (prawie) w Realu Madryt!

Jako, że blogowanie równoznaczne jest z samowolką intelektualną autora pozwolę sobie wrzucić jednego newsa, który dzisiaj ukazał się na www.devilpage.pl. Wrzucam to, słowem komentarza do wczorajszego wpisu o znowu galaktycznym Realu.

Oficjalne: Ronaldo może odejść do Realu!


Włodarze Manchesteru United zaakceptowali opiewającą na 80 milionów funtów ofertę od Realu Madryt za Cristiano Ronaldo. Do uzgodnienia pozostaje kontrakt indywidualny.

Po trzech latach spekulacji Ronaldo w końcu opuści Old Trafford. Transfer Portugalczyka na Santiago Bernabeu to konsekwencja realizacja planu odbudowy Galaktycznej drużyny przez nowego prezesa Florentino Pereza.

80 milionów funtów, które zapłaci Real Madryt za Cristiano Ronaldo będzie bezprecedensową ofertą w dziejach futbolu. W najbliższych dniach Portugalczyk ma udać się do Madrytu gdzie przejdzie test medyczne i uzgodni warunki kontraktu.

- Manchester United potwierdza, że otrzymał rekordową ofertę od Realu Madryt wartą 80 milionów funtów za Cristiano Ronaldo – czytamy w oświadczeniu wydanym przez klub.

- Prośba Cristiano, który wyrażał chęć opuszczenia zespołu, została zaakceptowana. Po rozmowach z przedstawicielami zawodnika United pozwoliło zawodnikowi na rozmowy z Realem Madryt.

- Sprawa zostanie zakończona do 30 czerwca. Klub do tego czasu nie będzie komentował sprawy – czytamy dalej w oświadczeniu.

środa, 10 czerwca 2009

Real znowu galaktyczny! Po Kace Cristiano Ronaldo?


fot: http://newsimg.bbc.co.uk/media/images/42863000/jpg/_42863535_kaka_ronaldo270.jpg

I zaczęło się! Wystarczyło kilka dni, od kiedy Florentino Perez oficjalnie stanął na czele Realu Madryt i już pchnięta została karuzela transferowa w wersji galaktycznej. Pierwszym zakupem a'la Perez był Brazylijski gwiazdor AC Milan, Kaka. Kolejnym będzie Cristiano Ronaldo z Manchesteru United. Wszystko wiąże się z tajemniczą umową Realu i Manchesteru United, w myśl której Królewscy muszą do 30 czerwca wykupić Portugalczyka z drużyny mistrza Anglii, bo w przeciwnym razie... zapłacą 30 milionów euro kary, za niewywiązanie się z umowy!

W poprzednim sezonie, kiedy Ronaldo na Santiago Bernabeu usilnie próbował sprowadzić ówczesny prezes, Ramon Calderon, Real związał się z Manchesterem United umową. Dotyczyła ona transferu Portugalskiego skrzydłowego, a mówiła w zasadzie tak: do 30 czerwca 2009 roku Real Madryt wykupuje Cristiano Ronaldo z Manchesteru United za kwotę 89 mln euro. W przypadku niewywiązania się z umowy Królewscy winni będą Anglikom 30 mln euro. Calderon na takie warunki się zgodził, a Perez jego dzieło będzie kontynuował.

Nowy-stary prezes obwieścił już, że pierwszą drużynę latem opuści blisko dziewięciu podstawowych Galaktycznych, głównie tych, rodzonych w Holandii (Wesley Sneijder, Arjen Robben, Rafael van der Vaart, Ruud van Nistelrooy). Perez zapragnął zrobienie miejsca w podstawowej kadrze Realu dla madryckich młokosów typu: Daniela Parejo, Alberto Bueno i Antonio Adana, więc kroki radykalne podjąć musi. Ale budowa Realu (znowu) Galaktycznego – oprócz wprowadzania najlepszych wychowanków, gwarantujących wierność i przynależność do Królewskich - wymaga też transferów gigantycznych, takich, o których będzie gawędził cały świat.

Kaka Perezowi namówić się już dał – niegdyś sam sugerował, że chce stać się ikoną AC Milanu, więc jego transfer prawdę mówiąc mnie - nie tyle zaskoczył – co zasmucił. Teraz kolej na inną medialną gwiazdę, potrafiącą solidnie i efektownie panować nad piłką. Cristiano Ronaldo – mimo różnego typu deklaracji o przynależności i wierności Diabłom – zrobi to samo co Kaka, czyli spali wszelkie bezpodstawne przekonania i do Hiszpanii wyruszy. W końcu Ronaldo od dawna chce do Primera Division wybyć.

I wybędzie! Kwestia czasu...

sobota, 6 czerwca 2009

Polska coraz słabsza, a będzie jeszcze gorzej...


fot: http://uzar.files.wordpress.com/2009/03/beenhakker.jpeg

Reprezentacja Leo Beenhakkera, którą przed chwilą po raz kolejny obrzucałem mięsem znowu mnie zirytowała. Polacy już kolejny raz zaserwowali nam mecz bezradności, nie potrafiąc przeciwstawić się w towarzyskiej potyczce, tym razem reprezentacji RPA. Polacy po bezbarwnej grze przegrali 0:1. W reprezentacji – bo o krajowych rozgrywkach to już lepiej nie wspominać – dzieję się źle. I będzie coraz gorzej.

Zaczęło się od tego, że na zgrupowanie do RPA przyjazdu odmówiło kilkunastu podstawowych kadrowiczów. Beenhakker powszechnie – to w Przeglądzie Sportowym, to w ASInfo – wypowiadał surowe pretensje, które enigmatycznie kierował w stronę niektórych nieobecnych. Najbardziej Holender jest chyba wkurzony na Mariusza Lewandowskiego, ostatniego Polaka z europejskim pucharem. Piłkarz Szachtara Donieck odmówił przyjazdu do kraju przyszłorocznego organizatora mistrzostw świata poprzez klub, który wystosował do holenderskiego selekcjonera pismo z prośbą o usprawiedliwienie absencji Polaka. Powodem – choć nieoficjalnym, ale oczywistym – rezygnacji Lewandowskiego z tego zgrupowania była chęć obcowania z rodziną i nieodparte pragnienie odpoczynku po wykańczającym sezonie, uwieńczonym zdobyciem PUEFA. Skutkiem licznych zwolnień podstawowych kadrowiczów, było to, że Beenhakker do Afryki zabrał kadrę pozbawioną kręgosłupa. Nie trzeba być wielkim znawcą piłkarskim, żeby wiedzieć, że w kilka dni solidnej reprezentacji z piłkarzy drugorzędnych zrobić się nie da. I Beenhakker nie zrobił.

Polska w pierwszym, historycznym meczu przeciwko RPA zagrała gorzej niż źle. Nasza kadrowa maszkara poukładana w sposób dziwaczny, wyzbyta fizycznej energii i pozbawiona technicznej wyższości nad afrykańskimi atletami wyglądała mizernie. Polacy gubili się w najprostszych zagraniach, nie posiadali lidera, który nawet w meczu towarzyskim błyśnie zagraniem przełomowym. Zresztą każdy, kto spotkanie to oglądał widział, że z Afrykańczykami sobie nie radzimy. Ale mnie nie martwi to, że przegraliśmy ten jeden konkretny mecz towarzyski. Mnie martwi upadający stopniowo poziom naszej międzynarodowej egzystencji piłkarskiej.

Wiem, w RPA przebywa parodia naszej kadry, pozbawiona siedmiu liderów i nie obrazuje ona aktualnego stanu polskiej reprezentacji. Ale nie mogę znieść tego, że upadek polskiego piłkarstwa międzynarodowego ewidentnie postępuje. Polska w eliminacyjnej grupie do afrykańskich mistrzostw dołuje, co było rzeczą nie do pomyślenia po poznaniu rywali. Ta sama Polska gra coraz brzydszy futbol, a jej selekcjoner, Leo Beenhakker pozostaje w nieustannym konflikcie z władzami PZPN-u. Na dodatek atmosfera w kadrze podupada etapowo – na razie kadrowicze odmawiają przyjazdu na mecze towarzyskie, jak będzie później? - i to wszystko, sklecone w jedną całość wygląda wręcz tragicznie. A będzie jeszcze gorzej...